Banały atakują nas z siłą wodospadu. E-głupota leje
się strumieniami.Coraz więcej czasu trzeba tracić na jej oddzielanie od wiedzy
wartościowej. Internet stał się najlepszym
narzędziem, także dla szarlatanów, którzy często bez żadnego doświadczenia, patrząc prosto w kamerę, tłumaczą nam z
uśmiechem na twarzy, jak osiągnąć szczęście zawodowe, finansowe, towarzyskie, jak budować dochodowy biznes w oparciu o wymyślone schematy, przytaczane bez namysłu cytaty. To wszystko prezentowane
na luksusowym tle, z plikami banknotów na pierwszym planie, drogimi samochodami
i pięknymi kobietami.Bez znudzenia, żadnych oporów, o każdej porze, powtarzają
„Zobacz ja już to wszystko mam, na co czekasz, możesz to zdobyć bez wychodzenia
z domu, online”. Nagrywają filmiki, bez
skrępowania prowadzą relacje na żywo, zawsze są naładowani dobrą energią, z
łatwością pokonują wszystkie problemy, gotowi do ciągłego działania, pomnażają
i rozwijają wszystko na czym się skoncentrują. Zarobili już miliony, tysiące złotych,
teraz chętnie podzielą się z nami. Doświadczenie? Jakie doświadczenie, ważniejsza
jest liczba wyświetleń, odtworzeń , obserwujących, lajkujących, podążających,
udostępnień. Czary mary hokus pokus nie
tylko dla dzieci. Sztuczki, dobrze skadrowane, oświetlone, dopracowane,
sfilmowane, wrzucone do sieci, łatwo wpływają na nasze zmysły. Weryfikacja, to
ostatni element działania, przychodzący nam do głowy, bo nie mamy czasu, bo
wybór za duży, bo tylu już im zaufało, tylu ich obejrzało. Ludzie sukcesu – bez
słabości, problemów, zdolni do pokonania wszystkich przeszkód. Raz obejrzałeś,
raz wysłuchałeś, raz się zalogowałeś, wystarczy. Teraz jesteś już celem
marketingowym, liczy się każdy klient i każda złotówka. Oni dobrze wiedzą, że działanie pod wpływem emocji staje się normą. Po co kurtuazja, szybko skracają dystans, bez
pytania przechodzą na Ty. Śmiałość, brawura, pewność siebie to oznaka łowców
sieciowych. Dopiero po analizie, odkrywamy, że wystąpienia wielu z nich to
zwykła paplanina. Tak zarabiają na naszej naiwności. Jesteśmy tym zmęczeni, ale
nie reagujemy, bo co nas to obchodzi. Ja tylko zobaczyłem i szybko się uodporniłem.
Inni niech się przekonają na własnej skórze, co znaczy prawdziwa wolność twórcza
i gospodarcza w Internecie. Zawsze możemy stworzyć grupę zamkniętą, tam hochsztaplerów nie wpuszczamy. Klik i już jesteśmy na innym profilu, tym
razem dla profesjonalistów. Tu czujemy się bezpieczniej, ale też do czasu, aż zaczniemy dokładnie wczytywać się w bardzo chętnie prezentowane opisy dorobku zawodowego i zdobytych kompetencji.
Długie listy osiągnięć i umiejętności, tym razem, wręcz onieśmielają do
nawiązania relacji. Mimo to wysyłamy zaproszenie za zaproszeniem i znów szybko
okazuje się, że zbudowaliśmy potężną sieć kontaktów „importowanych” z listy
osób, które każdy może znać. Prawie wszyscy publikujemy i udostępniamy artykuły,
zdjęcia, filmy, pomysły, w takiej skali, że nie da się ich zweryfikować pod
względem choćby jakości. Każdy może łatwo i szybko przekonać się, że wyobrażenia o „sprzedawcach, mówcach, trenerach, doradcach, górnikach potencjału, ewangelistach biznesu” często są przerysowane.
Bezpośredni kontakt, obnaża słabości każdego z nas, które łatwo ukryć podczas relacji
internetowych. Obserwując sieciowych mędrców, zachęcających do działania w stylu
zrób to sam, wyłącznie z moją odpłatną pomocą, dochodzimy do wniosku, że obecnie bestselerem może okazać się nawet elementarz, zaczynający się od porady – nie zapomnij oddychać, aby żyć. Dlatego pozostaje nam tylko prawo indywidualnego, mądrego wyboru.